Dawno, dawno temu w
odległej galaktyce…
Nie, to nie ta
historia. Tak naprawdę to dzieje się właśnie teraz, gdzieś na obrzeżach internetu.
O ile internet ma obrzeża.
Dziwne rzeczy dzieją
się, gdy człowieka dopada nuda. Nie przywykłam do niej – z reguły mam mnóstwo
planów, jeszcze więcej pomysłów i za mało czasu, żeby wszystkie je zrealizować.
A tu nagle, skubana, dopadła mnie znienacka. Możemy zastanawiać się nad tym, co
jest naszym głównym motorem napędowym, dlaczego robimy to, co robimy. Być może
są to emocje, lub potrzeba, żeby mieć, więcej, bardziej, szybciej, czyli chęć
zysku. Ja jednak stawiam na to, że naszym głównym motorem napędowym jest nuda,
a raczej przytłaczająca potrzeba ucieczki przed nią. Ostatecznie, jakkolwiek
banalnie do brzmi, to właśnie dlatego teraz tu jestem i piszę. Zabijanie nudy
ostatnimi czasy stało się celem samym w sobie.
Pokrótce – nie będę się przedstawiać, moja
tożsamość czy aparycja nie ma tutaj większego znaczenia. Całe swoje życie
spędziłam w mieście, goniąc z miejsca na miejsce w wyścigu, którego mety nikt
nigdy nie widział (ale krążą plotki, że takowa istnieje). Teraz czekają mnie
wakacje spędzone na wsi, a choć zmiany bardzo sobie cenię, ta wydaje mi się
nieco zbyt radykalna. Jestem obecnie w dość przełomowym momencie swojego życia,
jednak ten przełomowy moment ma to do siebie, że nie mogę nic z nim zrobić za
wyjątkiem czekania. A czekania nie znoszę niemal tak bardzo, jak nudy. Zatem,
nowe warunki, nowe miejsce, nowy start, początek lata – idealny moment, by
rozpocząć nowy projekt (i zabić nudę). Tym nowym projektem będzie właśnie ten
blog.
Jestem kobietą (a
przynajmniej byłam, kiedy ostatnio sprawdzałam) i jako taka mam tendencje do
częstych zmian, niezdecydowania i nieobliczalności. Jestem osobą wybitnie
chaotyczną, przez co przewiduję, że mój blog może okazać się podobny. Jeśli nie
lubicie chaosu, to… polubcie. Pisanie bloga zamierzam włożyć pomiędzy swoje
inne letnie projekty, takie jak uczenie się hiszpańskiego, jeżdżenie na
festiwale, studiowanie historii Stanów Zjednoczonych oraz ponowne brzdękanie na
gitarze. Będę tu umieszczać wszystko, co wiąże się z moimi dość szerokimi
zainteresowaniami oraz wszystko, co wydarzy się na świecie i przyciągnie moją
uwagę. Możecie spodziewać się recenzji filmowych i książkowych, które pisuję
namiętnie od jakiegoś czasu, oraz zjadliwych komentarzy dotyczących aktualnych
wydarzeń i zjawisk społecznych. Być może czasem skrobnę wiersz.
Być może nie.
Jeśli to
przeczytaliście, to rewelacja. Jeśli nie, przeczytajcie. Jeśli nie chcecie tego
czytać, zaczekajcie na pierwszą odsłonę tego, co wyprawia się w mojej głowie. A
jeśli nie, to w ogóle możecie sobie iść. Zero musu.
Na koniec krótkie
wyjaśnienie tytułów i pseudonimów – powiedziano mi, iż krótkie adresy blogów
lepiej się sprawdzają i są łatwiejsze do zapamiętania, zatem z wielu różnych
pomysłów wyłonił się „koktajl kulturalny”. Używam tutaj wielkiego słowa „kultura”
z premedytacją i jeden ze swoich pierwszych wpisów planuję temu właśnie
terminowi poświęcić. Pozwolę sobie spojrzeć okiem antropologa na to, co to
właściwie jest kultura i czym to się je. Chcąc nie chcąc, właśnie o niej
zamierzam pisać. Jeśli chodzi o pseudonimy przyjęłam wdzięcznie brzmiącą ksywkę
„Mała czarna”, jednak jeśli ktoś poczuje potrzebę, żeby się do mnie zwrócić,
może zrobić to po imieniu – Justyna. W końcu nie po to mamy imiona, żeby
wymyślać sobie milion różnych nicków.
To tyle na dziś i niech
moc będzie z Wami.
Piosenką na dziś jest "Walk" zespołu Foo Fighters, który mam nadzieję wszyscy znają. Enjoy!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz