wtorek, 20 sierpnia 2013

Nowa odsłona feminizmu

"Ruch zwany Womans Liberation dociera już do ewolucyjnie zadanej bariery różnic biologicznych płci. W oświadczeniach przywódczyń tego ruchu można już wyczytać rzeczy dość szalone, chociaż jeszcze na razie nie domagają się, by w myśl pełnej demokracji mężczyźni też zachodzili w ciążę i doznawali boleśni porodowych." - Stanisław Lem

***

Jestem feministką.

Bardzo proszę o nie zniechęcenie się do tego wpisu po przeczytaniu pierwszego zdania. Paradoksalnie mimo, iż jestem feministką, nie lubię feministek. A raczej nie lubię ich sposobu myślenia i działania oraz tego, co sobą reprezentują. Nie jestem feministką, którą na co dzień kreują media; nie jestem feministką z partii lewicowych ani z Kongresów Kobiet. Nie uważam, aby istniała wojna płci, nie żądam parytetów i nie wmawiam kobietom, że są uciskane. Uważam się bowiem za feministkę wolnościową. W dalszej części tego wywodu postaram się wyjaśnić, o co chodzi, a tymczasem skupię się na obrazie feminizmu, który jest kreowany obecnie, i który tkwi w świadomości społecznej.

W moich oczach forma feminizmu, która jest rozpowszechniana, jest kolejną lewicową ideologią, którą z powodzeniem można porównać do komunizmu. O ile komunizm jest ideologią jednej klasy społecznej, zaś faszyzm ideologią jednego narodu – feminizm jest ideologią jednej płci. Zamiarem komunistów było uświadomienie klasy robotniczej, że jest wykorzystywana przez kapitalistów. Jednym z dogmatów komunizmu była teoria „walki klas”. Aby zrealizować idee feminizmu należy uświadomić kobiety, jak bardzo są wykorzystywane przez mężczyzn. Zamiast dogmatu o „walce klas”, u feministek znajdziemy dogmat dotyczący „wojny płci”. Jedna ideologia brzmi dla mnie zatem niczym kalka drugiej. Wyznawcy obu tych ideologii dążą do osiągnięcia swoich utopijnych celów, kompletnie przy tym ignorując zasady, którymi rządzi się realny świat.

Przyjrzyjmy się przez chwilę sytuacji kobiet na przestrzeni polskiej historii. Feministki bezmyślnie powtarzają hasła importowane z Zachodu, nie dostrzegając, że kobiety w Polsce nigdy tak naprawdę nie były dyskryminowane (no cóż, może przed wprowadzeniem chrześcijaństwa, kiedy uważało się, że kobiety nie mają duszy). Prawo do głosowania zyskały w tym samym czasie, co mężczyźni, czyli zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Kobiety w Polsce nigdy także nie musiały walczyć o dostęp do edukacji, dzięki czemu Maria Curie-Skłodowska mogła zdobyć Nagrodę Nobla. Obecnie w Polsce większy jest odsetek studentek niż studentów. Czy to powód, żeby mężczyźni zaczęli ubiegać się o parytety? Większość polskich kobiet wcale nie potrzebuje wsparcia feministek ani nie pragnie ich dotarcia do władzy. Fakt, że kobiety nie czują się dyskryminowane, feministki próbują wyjaśnić pojęciem „fałszywej świadomości”. Kobiecie jedynie się wydaje, że pragnie wziąć ślub, a tak naprawdę zmuszają ją do tego stereotypy. Wychodzi za mąż wbrew sobie, rezygnując ze skrytego marzenia o karierze strażaka.

Nie oznacza to jednak, że feminizm zawsze był ruchem niepotrzebnym i wydumanym. Amerykański feminizm swoje korzenie miał w XIX-wiecznym ruchu przeciwko niewolnictwu. Traktat autorstwa Sarah Grimke „Prawna niemoc kobiet” porównywał wtedy prawa niewolników do praw kobiet, między którymi podobieństwa były szokujące. Te feministki walczyły o prawa kobiet na podstawie własności do samych siebie. Wierzyły w to, że każdy człowiek ma równe prawa, które przysługują mu z racji samego bycia człowiekiem. I ja feminizm wciąż rozumiem w ten sposób, mimo iż jego obecne przedstawicielki wykorzystują jego tradycję, by walczyć o przywileje i występować przeciw idei równości. W ten właśnie sposób obecnie postrzegane są feministki – jako nawiedzone, walczące z nieistniejącym wrogiem i próbujące komuś wmawiać, że jest uciskany, mimo że osoba ta jest całkowicie zadowolona z życia.

Być może po tym, co napisałam, wielu widzi we mnie konserwatystkę, jednak nie jest to prawdą. Żadna ze mnie konserwatystka. Spróbuję zatem przybliżyć nieco mój punkt widzenia.

Słownik języka polskiego informuje nas, iż feminizm to ruch, którego celem jest prawne i społeczne równouprawnienie kobiet. I tutaj chciałabym przede wszystkim skupić się na słowie „równouprawnienie”.

Jako feministka i osoba wierząca w równouprawnienie odrzucam przywileje płci i żądam rzeczywistej równości dla kobiet i mężczyzn. Moim priorytetem jest ludzka wolność. Nie ma dla mnie znaczenia, czy człowiek ten jest kobietą czy mężczyzną, czy jest biały, czarny czy żółty, czy jest homo- czy heteroseksualny. Nieważne, czy jest Niemcem, Amerykaninem czy Polakiem. Wierzę w credo wszystkich idei wolnościowych, według którego wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka Dlatego też, w przeciwieństwie do feministek, jestem przeciwna aborcji – jest to wszakże morderstwo, odbiera zatem życie innej osoby (nie wnikam tutaj w przypadki wyjątkowe).

Popieram zniesienie wszystkich praw, które różnicują i dyskryminują płci. Piszę tu między innymi o prawie rodzinnym, które zwykle staje po stronie kobiet kosztem mężczyzn, na przykład jeśli chodzi o opiekę nad dzieckiem. Uważam, że każda kobieta podejmując wybór ponosi za niego odpowiedzialność, niezależnie od tego, czy chce być matką pozostającą w domu, czy szefem wielkiej korporacji. Nie jestem w stanie ścierpieć niechęci, jaką feministki okazują mężczyznom, traktując ich jak swoich wrogów. Mężczyźni są naszymi ojcami, synami, mężami, chłopakami, przyjaciółmi czy kolegami. Niczego nie da się osiągnąć, prowadząc wojnę z połową ludzkiej populacji.

W każdej dyskusji o feminizmie zawsze z czasem pojawia się kwestia parytetów. Nie będę się już rozpisywać o tym, iż naruszają one zasady wolnego rynku. Są one również największym przejawem dyskryminacji kobiet, z jakim kiedykolwiek się spotkałam. Naprawdę nie wiem, czy tylko ja to dostrzegam, ale ale jest to dla mnie widoczne na pierwszy rzut oka. No bo czym usprawiedliwia się wprowadzenie parytetów? Wprowadza się je, by kobiety miały łatwiej. Dla mnie osobiście jest to obraźliwe i sugeruje, że nie jesteśmy w stanie same wypracować sobie wysokich pozycji. Rozumiem to jako insynuację, iż jesteśmy na tyle głupie, że nie potrafimy same czegoś osiągnąć i potrzebny nam jest do tego parytet. Gdzie tu równość, kiedy kobiety bez żadnych starań wchodzą na przykład na listy wyborcze, podczas gdy mężczyźni muszą sobie na to zapracować? Czym to jest, jeśli nie dyskryminacją mężczyzn i obrazą dla kobiet?

Jestem wierna ideom równości i wolności oraz podążam za nimi we wszystkich dziedzinach życia. Jeśli kobieta chce być feministką i manifestować swój sprzeciw wobec męskiej dominacji poprzez, na przykład, nie dbanie o siebie, proszę bardzo, takie jest jej prawo jako wolnego człowieka. Ja mogę zaś uważać, że to dziecinne, że nie ma nic na celu i feministki na pewno w ten sposób nie uratują świata, bo i każdy ma prawo do wyrażania opinii. Gdybym mogła coś zasugerować, proponowałabym wyjazd na misję do Afryki i pomaganie tamtejszym kobietom. One w rzeczywistości potrzebują pomocy.

Kobieta ma prawo do wybrania własnej ścieżki, a mężczyzna nie ma żadnego prawa w to ingerować. Jeśli chce realizować się zawodowo – proszę bardzo. Pogląd mówiący o tym, że kobiety powinny zajmować się domem jest według mnie całkowicie nietrafiony, jeśli jednak kobieta pragnie właśnie temu się poświęcić – nie ma sprawy. Nikt nie ma prawa w takim wypadku jej wmawiać, że nie wie, czego chce. Każda kobieta ma swój rozum, a feministki odmawiają kobietom posiadania tego właśnie rozumu twierdząc, że nie są w stanie nawet zadecydować o swoim życiu. Jeśli kobieta chce być górnikiem, traktorzystką czy służyć w wojsku – żaden problem. Życie samo zweryfikuje, czy będzie się do tego wystarczająco nadawała. Działa to oczywiście w obie strony i sądzę, że jeśli największym marzeniem mężczyzny jest zajmowanie się kosmetyką, to właśnie powinien robić. Na świecie pojawiło się wielu wspaniałych projektantów mody oraz wiele uczonych kobiet. Grunt, żebyśmy się różnili, bo różnimy się pięknie.

Ważne jest to, żeby mieć tę świadomość. Świadomość, że możemy wszystko. Że zaraz po ślubie mąż nie zostawi nas, kiedy okaże się, że kompletnie nie potrafimy gotować, gdyż nie każdy musi umieć gotować, a my możemy w zamian mieć wiele innych przydatnych umiejętności. Być może to facet będzie świetnym kucharzem, a jego żona będzie miała smykałkę techniczną i naprawi każdy kran. Nie należy poddawać się stereotypom i temu, że czegoś „nie wypada” robić. Ujednolicony model rodziny znudziłby się bardzo szybko i mnie osobiście nie pociąga. Każda para wypracowuje reguły między sobą, a związek partnerski polega właśnie na tym – na partnerstwie. Role nie są z góry narzucone. Wszyscy żyjemy tak, jak chcemy, i jak umiemy.

Nie zabraniam kobietom zostania politykami. Nie zabraniam im gotowania i prania, ani służenia w wojsku, ani malowania się, ani noszenia broni, ani grania w piłkę. W moim mniemaniu byłoby to pogwałcenie najświętszego prawa – prawa wolności. Możemy być, kim chcemy. Mogę być piękna, inteligentna i spełniona zarówno w domu, jak i w pracy. Nie muszę uwalniać się spod męskiego ucisku, ponieważ nigdy nie byłam zniewolona, niezależnie od tego, czy radość sprawia mi zajmowanie się dziećmi i domem, czy też wspinanie się po szczeblach kariery. I właśnie to stanowisko, a nie lewicowy feminizm, jest dla mnie kwintesencją kobiecości, niezależności i, przede wszystkim, wolności.

Tyle na temat feminizmu. Musiałam to z siebie wyrzucić.

Cytat na dziś:

"Nie zgadzam się z tobą, ale zawsze będę bronił twego prawa do posiadania własnego zdania" - François-Marie Arouet de Voltaire

I to wystarczy.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Błotna relacja, czyli XIX Przystanek Woodstock


O Przystanku Woodstock słyszy się naprawdę mnóstwo przerażających historii. Gdziekolwiek nie pojawi się ten temat, od razu słyszymy szepty: że kradną, że zdemoralizowana młodzież jedynie tam chleje, ćpa i uprawia przygodny seks w krzakach, a na całym festiwalu nie obowiązują absolutnie żadne zasady. I, obiektywnie rzecz biorąc, to wszystko prawda. O wiele mniej mówi się jednak o tej drugiej stronie Woodstocku, która ma za to o wiele więcej do zaoferowania, i z której ja osobiście znacznie bardziej lubię korzystać. Woodstock to nie tylko jedna wielka patologiczna popijawa; to także rewelacyjne koncerty, ciekawe zajęcia, wykłady i grupy dyskusyjne oraz spotkania ze znanymi osobami. To poranna medytacja, jedzenie w wiosce Kryszny oraz poznawanie setek ludzi dziennie. Przyjechanie na Woodstock porównałabym do otworzenia drzwi szafy do Narnii lub wpadnięcia do króliczej nory; świat nagle staje na głowie, wszystkie społeczne konwenanse tracą rację bytu i wszystko staje się możliwe. Woodstock odrywa nas od szarej egzystencji i pokazuje nam, jak kolorowy może być świat, jeśli tylko mu na to pozwolimy. 





Tekst ten piszę głównie z myślą o osobach, których na Przystanku nie było, a które być może uda mi się zachęcić do uczestnictwa w przyszłym roku, jeśli jednak ktoś ma ochotę przypomnieć sobie, co się działo, to służę uprzejmie. Sama pamiętam, gdy jechałam na swój pierwszy Woodstock - byłam przerażona niektórymi opowieściami rodem z horroru i wyobrażałam sobie cały festiwal jako trzydniową, nieprzerwaną melinę. Okazało się jednak, że Woodstock ma do zaoferowania znacznie więcej, jednak aby wykorzystać go w stu procentach, należy od czasu do czasu wystawić nos ze swojego namiotu, co niestety nie wszystkim się udaje. Przyznaję, iż istnieją osoby, które przyjeżdżają na Woodstock tylko po to, żeby nawalić się ze znajomymi; z jeszcze większym bólem przyznaję, iż istnieją osoby, które przyjeżdżają tam po prostu, by się obłowić. Z reguły nie są to ludzie, którzy się bawią, ale tacy, którzy są tam tylko po to, by okraść. Również w tym roku mojemu koledze ukradziono cały dobytek (czym niezbyt się przejął). Smutne to, ale w pewnym sensie nie ma się co dziwić; pół miliona pijanych, naćpanych młodych ludzi - niezła pokusa dla złodzieja. 

Woodstock jest pozbawiony zasad: to zdanie jest przynajmniej po części prawdziwe. Jednak również anarchizm można rozumieć pozytywnie lub negatywnie. Aby był postrzegany pozytywnie, potrzebna jest odrobina kultury osobistej. Wiadomo jednak, że w tak wielkiej grupie spotka się bardzo różnych ludzi i nie da się przeskoczyć tego, że znajdą się i tacy, którzy będą robić zadymę. Jak na przykład pan Oskar (przepraszam, nie pamiętam nazwiska), którego przedstawienie - dla mnie przynajmniej - było nie do przełknięcia. Oczywiste, iż była to zwykła prowokacja - facet chciał się pokazać i tyle, jednak dla mnie szerzenie przemocy - zwłaszcza na tego typu imprezie - jest nie do przyjęcia. Nie mam nic przeciwko wyrażaniu własnych poglądów (nawet, jeśli się z nimi nie zgadzam), ale nie w taki sposób. Ogólnie wolałabym, aby Woodstock był całkowicie apolityczny, jednak wiem, że nie jest to do końca możliwe. Wszędzie, gdzie są ludzie, jest też polityka, a na Woodstocku dominuje ta liberalno-lewicowa. I niech będzie, ja tutaj polityki nie będę komentować.

Porzucając politykę i wracając do Woodstocku - jeśli chodzi o stronę muzyczną to w tym roku, jak co roku, było czego posłuchać. Nie grała może ogromna ilość znanych zespołów, ale było kilka wystarczająco znanych, a także parę bardzo dobrych, dla mnie przynajmniej, odkryć. Na sam początek poszedł Kamil Bednarek, którym byłam miło zaskoczona, gdyż wcześniej jego muzyką nie interesowałam się w ogóle. Nie sądziłam, iż będę dobrze bawiła się na jego koncercie, a tymczasem nawet podłapałam parę refrenów. Rewelacyjny był kolejny koncert zespołu Atari Teenage Riot, którego nie znałam wcześniej, a na którym wyskakałam chyba połowę swojego tłuszczu i naprawdę nie rozumiem, dlaczego ta grupa nie jest bardziej znana. Big Cyc - według wielu największa atrakcja wieczoru, nie zachwycił mnie, ale można było się tego spodziewać, gdyż nigdy nie byłam fanką. Muszę jednak przyznać, że ludzie bawili się świetnie. Gooral & Mazowsze nie podobali mi się w ogóle, zaś HappySad… znowu. Lubię, ale chyba już mi się przejedli. Nie jestem pewna, czy zasłużyli na Złotego Bączka, ale w końcu nie mnie o tym decydować. Oprócz Dużej Sceny wysłuchałam także Eneju w Wiosce Kryszny - o ile nie mogę już słuchać ich piosenek w radio, na koncercie bawiłam się świetnie. Pierwszy dzień zatem został spisany na plus. W piątek od rana postanowiłam iść posłuchać bredzenia Kuby Wojewódzkiego. Na miejscu zastałam milion ludzi, co nie było żadnym zdziwieniem. Było dość ciekawie, trochę o programach talk show, o asertywności i o problemie z odpowiedzeniem na niektóre pytania jasno "tak" lub "nie". Pierwsze dwa koncerty na dużej scenie przegapiłam, Farben Lehre mnie nie zachwyciło, spodziewałam się czegoś lepszego. Athrax jeszcze bardziej mnie nie zachwycił - ludzie stali jak kołki, a i tak ich entuzjazm był o wiele większy niż członków zespołu. Niby gwiazda całego Woodstocku, a tu takie rozczarowanie. Emir Kusturica za to był rewelacyjny, a i Maria Peszek nie najgorsza, zatem dzień drugi ostatecznie też na plus. Dzień trzeci - zarówno Clock Machine, Kabanos i Hunter na bardzo wysokim poziomie. Na Kabanosie pogo było niesamowite, zaś na Hunterze rozczarowało mnie nieco to, że będą grali same covery - ale jednak się obronili, struny głosowe miałam zdarte. No i to by było na tyle. 





Jeśli chodzi o warunki to na Woodstocku bywa z tym różnie. Na polu znajduje się spora ilość kranów, z których woda leje się praktycznie bez przerwy. Niektórym to wystarcza, mi niestety nie - pozostaje więc wstawanie o 5 rano, żeby dostać się pod prysznic, za który swoją drogą liczą sobie sporo, bo aż 7 zł - jednak ja będąc na Woodstocku za porządny prysznic oddałabym swoją lewą nerkę. Jeśli takiego śpiocha, jak ja, zmotywowało to do wstawania od świtu, to już coś znaczy. Da się więc utrzymać higienę, jednak wymaga to odrobiny wysiłku. Zawsze również pozostaje "grzybek", pod którego wpadłam raz (a raczej zostałam wrzucona, dobrze, że miałam na sobie kostium kąpielowy), i który nie był wcale aż tak nieprzyjemny, jak się spodziewałam. Ostatecznie kąpiel w błotku jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, zwłaszcza, gdy po niej można wejść pod zimny prysznic, który w taką pogodę jest niczym zbawienie. Zmorą festiwalu są oczywiście toi toie, jednak biorąc pod uwagę skalę zjawiska utrzymanie czystych toalet byłoby po prostu niemożliwe. I tak robią, co mogą, trzeba więc zacisnąć zęby i zaopatrzyć się w ogromną ilość chusteczek nawilżających i płynu antybakteryjnego. 





Jedzenie na Przystanku jest w porządku, choć może nie ma dużego wyboru, no i - główny problem - kolejki. W punktach gastronomicznych można dostać potrawy takie jak bigos czy kiełbasa, a także fast foody - dla mnie, jako wegetarianki, pozostawały zapiekanki. No i była kawa, hip hip, hurra! Jak co roku, szybko odnalazłam alternatywę w postaci jedzenie od Kryszny, które w poprzednich latach pozostawało dla mnie tajemnicą, a teraz w końcu postanowiłam odkryć, co się w nim znajduje. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest to typowa indyjska kuchnia, jednak na pewno zawiera ryż z kurkumom i z sosem grochowym wraz z czymś w rodzaju chipsów (coś jak prażynki, tylko bardziej chrupkie) oraz deser - jest to prażona kasza manna z cukrem i rodzynkami. Wszystko poza deserem smakowało mi bardzo, porcje były duże i kosztowały 8 zł, nie mówiąc już o tym, że panie od Kryszny były bardzo miłe. 

Jedną z największych zalet Przystanku Woodstock są sami Woodstockowicze - to oni wyznaczają klimat całej imprezy. Żeby nie przesadzić - zdarzały się jednostki irytujące, jednak w większości towarzystwo było pozytywnie nastawione, pomocne i otwarte na wszystkich. Najbardziej interesujące są z pewnością osoby wyróżniające się - spotkałam wszystkich, od gościa z arbuzem na głowie, poprzez Spider-mana, aż po faceta z siekierą całego wysmarowanego dżemem. Prawdziwa plejada osobistości. Odkryłam, że jednym z najlepszych sposobów na poznawanie nowych ludzi - za wyjątkiem zwykłego przechadzania się pod Woodstocku - jest ładowanie telefonu. Przy ładowarkach wymieniłam się kontaktami z dobrą setką osób - w końcu kiedy stoisz i nic nie robisz, cóż innego ci pozostaje poza zawieraniem nowych znajomości? Można również spotkać sporą ilość obcokrajowców. Osobiście przygarnęłam przemiłą parę z Francji, którą przez całe trzy dni oprowadzałam po festiwalu, i z którą mam zamiar utrzymać stały kontakt. 

Jeśli chodzi o obecność religii na Przystanku to można odnaleźć jej mnóstwo. Czołową rolę odgrywa Hare Kryszna, tradycyjna religia hinduska, który ma własną wioskę na terenie festiwalu. Można u nich zjeść i posłuchać koncertów, a także przyjść w nocy i porozmawiać z "guru", który odpowiada na wszelkie pytania. Kryszna są restrykcyjni, jeśli chodzi o używki, zatem nie można do nich wejść z piwem czy z papierosem (guru tłumaczył to tak, że przeszkadza to w kontakcie z Bogiem), jednak dają wegetariańskie jedzenie, gdyż wierzą w reinkarnację, za co jestem im dozgonnie wdzięczna (za jedzenie, nie za ich wiarę). Co jakiś czas Kryszna-mobil - jak go nazywam - przejeżdża przez cały teren Woodstocku. Za pojazdem idą ludzie, tańcząc i śpiewając mantrę Kryszny. Każdy może do nich dołączyć, jest przesympatycznie. Jest również Przystanek Jezus, w którym zawsze można liczyć na długą dyskusję. Na całym terenie festiwalu spotkałam sporą ilość księży, w tym z jednym wdałam się w debatę. Mówił bardzo sensownie i nawet ja, z całym moim sceptycyzmem w stosunku do chrześcijaństwa, wysłuchałam go z przyjemnością. 

Rozpisałam się strasznie, ale o Woodstocku nie da się napisać mniej. I tak nie poruszyłam wielu ważnych tematów, jak na przykład Akademii Sztuk Przepięknych, gdzie w tym roku można było wysłuchać Artura Andrusa, Grzegorza Miecugowa, Kuby Wojewódzkiego, Krzysztofa Skiby czy Lwa Starowicza, a także zadać im pytania i popodziwiać galerie. Podsumowanie? Powinniśmy być dumni, że udało nam się stworzyć Najpiękniejszy Festiwal Świata. Nie warto sugerować się głosami, iż Woodstock to patologia, gdyż wcale nie musi taki być - to my go tworzymy. Ja tworzę Woodstock artystyczny i tolerancyjny, i otwarty, i trzeźwy, i zabawny, i rozwijający horyzonty. Ja w przyszłym roku tam będę i mam nadzieję, że Wy też ;)

I jeszcze cytat na dziś:

"Absurdem jest dzielić ludzi na dobrych i złych. Ludzie są albo czarujący, albo nudni" - Oscar Wilde. 

I to podsumowuje wszystko. Przepraszam za długą nieobecność i do usłyszenia wkrótce.
Distributed By Free Blogger Templates | Designed By Seo Blogger Templates